30-latek stworzył najwęższy samochód świata. Wygląda jak żart, ale to realna maszyna

30-latek postanowił zaskoczyć świat motoryzacji i zbudował najwęższą możliwą wersję Fiata Pandy. Elektryczny samochód nie tylko zwraca uwagę swoimi rozmiarami, ale faktycznie można nim jeździć.
Chociaż na pierwszy rzut oka, zdjęcia tego wąskiego samochodu wyglądają jak wygenerowane przez sztuczną inteligencję, nie dajcie się zwieść. Ręcznie zbudowany przez Andreę Marazziego pojazd nie tylko zasłużył już na miano najwęższego Fiata Pandy na świecie, ale przede wszystkim jest to w pełni funkcjonalny, jednoosobowy samochód elektryczny wykonany z używanych komponentów.
Dzieło Marazziego zachowało dach, drzwi, a nawet cztery koła z oryginalnego Fiata. Chłopak był jednak zmuszony do przerobienia karoserii, ramy i wnętrza. Przede wszystkim musiał zbudować pojedyncze, małe siedzenie, które zmieściłoby się w środku.
Ten samochód ma 50 centymetrów szerokościDobra, trzymajcie się teraz. Samochodzik ma zaledwie 50 centymetrów szerokości. Jest wysoki na 145 centymetrów i ma 340 centymetrów długości. Waga? Całe… 264 kilogramy. Co więcej… Panda jest zasilana elektrycznym silnikiem, który na jedynym ładowaniu ma zasięg ok. 25 kilometrów. Szaleństwo, prawda?
Ile ten cudaczny wehikuł wyciąga? Cóż… Tu jest jeszcze lepiej. 15 kilometrów na godzinę. To znaczy, że rowerem czasem da się jechać szybciej. Ale przecież Andrea nie stworzył swojego pojazdy dla osiągów. Ba, pojazd nie jest nawet dopuszczony do ruchu drogowego. Chodziło o pokaz kreatywnej wolności oraz udowodnienie, że recykling ma sens.

30-latek budował to niecodzienne motoryzacyjne dzieło na złomowisku, które prowadzi wraz z rodziną. I choć zajęło mu to 12 miesięcy, pokazał, że używane części i wyobraźnia mogą przełożyć się na coś oryginalnego.
Jaki los czeka samochód? Marazzi ma nadzieję na zdobycie wpisu w Księdze Rekordów Guinnessa. Konstruktor przygotowuje oficjalne zgłoszenie i ma nadzieję, że jego "Flat Fiat" zostanie uznany za najwęższy jeżdżący samochód świata.
Jak oceniacie dzieło Andrea Marazziego? To małe dzieło sztuki i dowód na potęgę rękodzieła, rewolucja w spojrzeniu na miejskie samochody czy raczej niepotrzebne dziwactwo, które sprawdzi się tylko jako viral w mediach społecznościowych?
Ja bym takim wąskim maleństwem jeździł na zakupy, pod warunkiem, że twórca pomyślałby o jakimś bagażniku…
well.pl