Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Germany

Down Icon

VOGUE wspomina Margot Friedländer: „Nie patrz na to, co was dzieli. Patrz na to, co was łączy”.

VOGUE wspomina Margot Friedländer: „Nie patrz na to, co was dzieli. Patrz na to, co was łączy”.

Margot Friedländer: Z okazji jej śmierci 9 maja 2025 r. VOGUE dzieli się spotkaniem z osobą, która doświadczyła najgorszych chwil, a mimo to nigdy nie znudziło jej się orędowanie za więzią. Przeczytaj artykuł na okładce numeru lipiec/sierpień 2024 tutaj.

Słońce świeci na balkonie Margot Friedländer. Przed nią rozciąga się Berlin i plac zabaw przy żłobku. Rośnie tam drzewo wiśniowe, a pod nim znajduje się jaskrawoczerwona plastikowa zjeżdżalnia. Dzieci wspinają się na nie i kolejno rzucają się w dół. Margot Friedländer opada na wiklinowe krzesło. „Dzieci” – mówi. "Tak pięknie." Patrzy na dachy miasta. Tam, niecałe trzy kilometry w linii prostej, znajduje się Anhalter Bahnhof przy Askanischen Platz. Margot Friedländer wspomina, że ​​16 czerwca 1944 roku był pochmurny dzień. Stamtąd pociągiem deportowano ją do obozu koncentracyjnego Theresienstadt. „Zamordowano tak wiele osób” – mówi. „Starsze panie proszące o kawałek chleba. Nigdy tego nie zapomnę”. Ona składa ręce. Podwinęła rękawy swojej kolorowej, wzorzystej bluzki. Zmarszczki na twarzy rzucają małe cienie. Każdy cień ma swoją historię.

Spotkaliśmy się z nią cztery razy. Pierwsze spotkanie odbyło się w styczniu 2024 r. w celu przeprowadzenia wywiadu z okazji Dnia Pamięci Ofiar Narodowego Socjalizmu . Drugie i trzecie spotkanie odbyło się trzy miesiące później. Były to przymiarki zdjęć na okładkę oraz sama sesja zdjęciowa. Ostatnie spotkanie i kolejna rozmowa kwalifikacyjna odbędą się pod koniec kwietnia. Margot Friedländer zdaje się być z każdym razem nabierać coraz większej energii. Jakby jej umysł podążał odwróconą linią czasu. Każde wypowiedziane przez nią słowo jest pełne pozytywnej mocy. Kobieta, która przeszła najgorsze, mówi bez goryczy. Jak to jest możliwe?

Margot Friedländer w kwiatowym zestawie LORO PIANA. Sweter marki THE DECK. Jedwabny szal i pierścionki, prywatne.

Zdjęcie: MARK PECKMEZIAN. Stylizacja: KATE PHELAN. Fryzura i makijaż: SUSANNA JONAS.
Margot Friedländer o obecnym klimacie politycznym: „Jestem przerażona”

Styczeń. Do ostatniej chwili nie wiadomo, czy spotkanie się odbędzie. Złapała grypę i przez dwa tygodnie leżała w łóżku. Wywiady ze stacjami telewizyjnymi i dziennikarzami, wszystko zostało odwołane. Powoli odzyskuje siły. Za kilka tygodni będziemy obchodzić rocznicę Dnia Pamięci o Holokauście. 27 stycznia 1945 roku żołnierze radzieccy wyzwolili obóz zagłady Auschwitz. To jest okazja do naszego pierwszego spotkania, które odbywa się w jej mieszkaniu w domu spokojnej starości. Pukamy. Białe drzwi mieszkania otwierają się i staje tam ona: drobna kobieta o srebrzysto-siwych włosach, w sukience sięgającej do łydki, z bursztynowym naszyjnikiem na szyi. Margot Friedländer wyciąga rękę. Jej uścisk dłoni jest jednocześnie mocny i delikatny. Mówi, że wciąż dochodzi do siebie po przebytej grypie, bolą ją kończyny, a głos nie odzyskał jeszcze pełnej sprawności. Ale dopóki może, chce mówić. „Usiądź” – mówi. Siadamy na beżowej aksamitnej sofie. Oczywiście, że zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się w naszym społeczeństwie – mówi. Coraz więcej młodych ludzi ulegało prawicowym hasłom AfD, nasilały się ataki antysemickie, a politycy byli bici na ulicach. Miała dwanaście lat, gdy Hitler doszedł do władzy. Nadal dokładnie pamięta, jak to wszystko się zaczęło. Dlatego chce mówić. Również w imieniu ofiar, które nie mogą już mówić. Mówi: „Jestem przerażona”.

Od lat chodzi do szkół. Rozmawia z dziećmi i młodzieżą o ich historii i antysemityzmie. Ze stu wizyt w szkołach zrobiły się tysiące. Od czasu ataku Hamasu na Izrael 7 października i późniejszej wojny w Strefie Gazy coraz więcej młodych ludzi zadaje sobie pytanie: Czy jesteś za Izraelem? Czy jesteś za Palestyną? Kto jest dobry? Kto jest zły? Margot Friedländer nie chce nic wiedzieć o kategoryzowaniu i dzieleniu. Mówi: „Nie patrz na to, co cię dzieli. Patrz na to, co cię łączy. Bądź człowiekiem. Bądź rozsądny”. Zaledwie kilka tygodni temu wygłosiła swój apel na scenie „Serce dla dzieci”, a kanclerz Olaf Scholz wręczył jej „Złote Serce” za jej zaangażowanie. Mówi, że ludzie jej słuchają i zadają pytania. Gdy siedzi przed dziećmi, gdy udziela wywiadów, gdy dziennikarze kręcą z nią filmy na TikToku. „To daje nadzieję, prawda?” pyta.

Między przetrwaniem a doktoratem honoris causa: droga Margot Friedländer przez historię

Jest jedną z ostatnich osób ocalałych z Holokaustu. Jeden z ostatnich głosów, który doświadczył zbrodni epoki nazistowskiej na własnej skórze. Anni Margot Bendheim urodziła się 5 listopada 1921 roku w Berlinie jako niemiecka Żydówka. Jej rodzina została zamordowana w Auschwitz. Ona sama została deportowana do obozu koncentracyjnego Theresienstadt. Tam spotkała starego znajomego, Adolfa Friedländera, którego znała z teatru. Pobrali się w Theresienstadt, wkrótce po wyzwoleniu obozu koncentracyjnego, a następnie razem udali się do Nowego Jorku. Kiedy w 1997 roku zmarł jej mąż, pragnienie powrotu wzrosło: „Jeszcze nie skończyłam z Berlinem”. Przeszła na emeryturę w wieku 88 lat. Rozpoczęło się nowe życie; życie, którego pragnie nie zapomnieć. Jest kimś więcej niż współczesnym świadkiem, jest swego rodzaju medium, łączącym koszmary przeszłości z przyszłością. Czujesz z nią więź, gdy o niej mówi, a właśnie o to jej chodzi: o to, aby jej historia stała się namacalna dla przyszłych pokoleń. Ale jak ktoś, kto doświadczył tego, co Margot Friedländer, może mieć tak wielką nadzieję w ludziach? Skąd czerpie siłę życiową? Mówi, że myśli o swoim dzieciństwie, o dobrych chwilach, o weekendach spędzonych nad Scharmützelsee, o huśtawce w Friedrichstadt-Palast . Jej rodzina była apolityczna. „Mieliśmy nadzieję, że Hitler znowu zniknie” – mówi. Że nie wszystko będzie takie złe. I myśli o swojej babci Adele. Niewielka kobieta o silnych ramionach i starannie upiętych włosach. Zawsze smarowała masłem kromkę chleba dla młodej Margot i odcinała skórkę. Babcia Adele godzinami nosiła ją na rękach po ulicy, gdy cierpiała na silny krztusiec, aż zasnęła w jej ramionach. To pełne miłości chwile z jej dzieciństwa, które przenoszą ją w czasie do dziś. Mówi: „Babcia Adele. Ona mnie kochała, a ja kochałam ją. Zawsze nazywała mnie „Moją małą myszką”.

Margot Friedländer w zestawie vintage ze swojej garderoby. Biżuteria, prywatna.

Zdjęcie: MARK PECKMEZIAN. Stylizacja: KATE PHELAN. Fryzura i makijaż: SUSANNA JONAS.

Drugie spotkanie. Jest kwiecień i dziś przymierzamy stroje na sesję zdjęciową na okładkę. Margot Friedländer ponownie otwiera drzwi: wcisnęła jaskrawożółtą, wzorzystą jedwabną bluzkę w wąską wełnianą spódnicę, szybko umyła włosy i jest gotowa do wyjścia. Pokazuje nam swoją garderobę na nadchodzącą sesję zdjęciową w Ogrodzie Botanicznym Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Dwa lata wcześniej otrzymała tytuł doktora honoris causa Wydziału Historii i Studiów Kulturowych za zasługi w roli współczesnego świadka: dr doktor honoris causa Margot Friedländer. Ale najpierw usiądźcie na sofie – mówi i opowiada nam o minionym wieczorze: Wczoraj była w operze z dobrą przyjaciółką i razem obejrzały nową inscenizację „Wesela Figara” Mozarta. Ta muzyka, jak sama mówi, jest cudowna. Nie potrzebuje nawet aparatu słuchowego, każda nuta to radość . Z kanapy można dobrze zobaczyć pamiątki w jej mieszkaniu. Znajdują się tam książki z jej pobytu w Nowym Jorku, oprawione zdjęcia jej matki i brata Ralpha. Zdjęcia z Angelą Merkel z podpisami i życzeniami, zdjęcia z urzędującym kanclerzem Olafem Scholzem, a także dziesiątki pluszowych zabawek, które dostała od uczniów w ramach podziękowania za pracę jako współczesny świadek. Jest bardzo mało wolnego miejsca. Jest też Federalny Krzyż Zasługi Pierwszej Klasy, mały czerwono-złoty krzyż na wstążce z materiału, który leży w ciemnoniebieskim etui na półce z książkami. Jest „Talizman” Niemieckiej Fundacji Integracji, który został jej podarowany przez byłego prezydenta Niemiec Christiana Wulffa. Co to wszystko dla niej znaczy? „Jestem szczęśliwy. Ale najlepsze jest uznanie ze strony studentów, prawda?”

„Miałem wielkie plany” – o życiu, w którym wszystko potoczyło się inaczej

Margot Friedländer mieszka w domu spokojnej starości na zachodzie Berlina. Na parterze znajduje się pianino, które nigdy się nie kurzy, a także restauracja. Każdego wieczoru przygotowywane jest tam trzydaniowe menu. Margot Friedländer mówi, że rzadko chodzi do restauracji. Ona woli gotować sama. Jeśli wraca późno w nocy ze spotkania i nadal jest głodna, idzie do kuchni i po prostu robi sobie smażone jajko. Teraz stoi w małym pokoju, mającym może dwa metry kwadratowe. To rodzaj garderoby, która jest wypełniona ubraniami aż po sufit. Margot Friedländer staje na palcach, aby dosięgnąć jednego z wieszaków. Marynarki, garnitury i jedwabne bluzki wiszą na dwóch wieszakach. „Tyle rzeczy” – mówi, przeglądając ubrania. Ma oko do piękna. Jeśli ktoś w jej obecności założy coś dobrze skrojonego, ona składa mu komplement. Jako młoda kobieta marzyła o zostaniu krawcową i projektantką . W 1936 roku zapisała się do berlińskiej szkoły rzemiosła artystycznego, gdzie uczyła się rysunku mody i reklamy. W weekendy siadała z bratem w Café Wien na Kurfürstendamm i przyglądała się modnym mężczyznom i kobietom. „Chciałam sama projektować ubrania” – mówi. „Miałem wielkie plany”. Zdejmuje z wieszaka cały zestaw: lekką wełnianą kurtkę z kwiatowym wzorem w kolorze czerwonym i różowym, z białymi wykończeniami i złotymi guzikami. Pod spodem białe spodnie z wysokim stanem. Kupiła go na miesiąc miodowy w Europie, który odbyli w 1958 roku. Wraz z mężem popłynęła łódką na Capri. Jak mówi, strój wisiał w butiku niedaleko plaży. Takie piękne wspomnienie. Jak ta do jej męża. Adolf Friedländer był szefem biura administracyjnego Towarzystwa Kulturalnego w Berlinie, gdzie pracowała jako młoda kobieta. Na początku go nie lubiła. Mężczyzna starszy ode mnie o jedenaście lat, o surowym spojrzeniu, który ciągle patrzył na swoje pieniądze. Jego garnitury miały najostrzejsze zagięcia, jakie kiedykolwiek widziała. Kiedy jednak oboje zostali później uwięzieni w Theresienstadt, zostali parą. Niedługo po wyzwoleniu zawarli związek małżeński zgodnie z obrządkiem żydowskim . Uszyła swoją suknię ślubną z kawałka białego materiału w pomarańczowe kropki. Mówi: „Adolf Friedländer stał się Adolfem, a Margot Bendheim stała się Margot. Cieszyliśmy się, że mamy siebie nawzajem”.

Wizyta u Margot Friedländer

Robimy sobie przerwę. Z salonu wyjście na balkon. Margot Friedländer przynosi pudełko czekoladek, które dostała w ramach podziękowania od klasy szkolnej i rozdaje je gościom. Jest czekolada z nugatem, orzechami i kruchymi ciasteczkami. Po prostu się częstuj, mówi i bierze swój ulubiony rodzaj kruchych ciastek. „Przyjemnie i ciepło” – mówi, siadając na wiklinowym fotelu w słońcu. Ostatnio jest jej strasznie zimno – mówi, trzymając prawą rękę przed oczami w geście obronnym. Gość wyciąga z kieszeni dwa okulary przeciwsłoneczne . Czarne jak noc okulary Ray-Ban i ekscentryczna, błyszcząca para okularów przeciwsłonecznych Miu Miu — okulary w kryształowej oprawie w kształcie kocich oczu, takie jak te noszone przez gwiazdy Hollywood. Margot Friedländer nie waha się. „Ta” – mówi, zakładając lśniący model Miu Miu i pozwalając gościom mówić. Widać, że trochę się wysila. Od wielu lat nosi aparat słuchowy, który czasami działa lepiej, a czasami gorzej. Im więcej ludzi jest wokół niej i im głośniejszy jest hałas w tle, tym trudniej jest jej śledzić rozmowy. Następnie obraz po prostu się oddala. Jak teraz. W pewnym momencie goście rozmawiają o gotowaniu szparagów, a Margot Friedländer wtrąca się: „Szparagi?” pyta radośnie, zdejmując okulary Miu Miu. Wróciła.

Lubi towarzystwo i cieszy się, że jest otoczona ludźmi. Jak niedawno, gdy została zaproszona na przyjęcie poselskie w Bundestagu w Soho House i świętowała aż do ponownego zapalenia świateł. Ale oczywiście zdarzają się też chwile, kiedy jest sama. Jak sobie radzi, kiedy nikogo nie ma w pobliżu? Czy są jakieś myśli, które nie dają ci spać w nocy? O czym ona śni? Mówi, że nie spała dobrze tej nocy. Leżała godzinami nie mogąc spać, podczas gdy jej kot chrapał obok niej. Myślała o tym i owym, o drobnostkach, aż ptaki znów zaczęły ćwierkać. Jeśli nie możesz spać, mówi, niewiele możesz zrobić. Potem po prostu się odwraca. Najpierw w lewo, potem w prawo. Można też usłyszeć fragmenty zachowanego języka lat 30. i 40. XX wieku, jakby słowa znajdowały się w kapsule czasu.

Mieszkała w Ameryce przez 64 lata, a w jej zdaniach często pojawiają się pojedyncze angielskie słowa. Jednak mówienie po angielsku nie od razu przychodzi jej z łatwością; dopiero po chwili odpowiada brytyjskiemu styliście po angielsku. Mimo że mieszkała w Nowym Jorku przez długi czas, twierdzi, że nigdy nie czuła się Amerykanką. Czy ona nigdy nie tęskni za Nowym Jorkiem? "Stęskniony za krajem?" pyta. „Jestem Niemcem. Urodziłem się tutaj.” Wskazuje palcem ziemię. Jej głos jest wyraźny, niemal gwałtowny, jakby to pytanie zaprzeczało jej niemieckiemu pochodzeniu. Co czuje, kiedy dziś jedzie ulicami Berlina? Ona o tym myśli. Jutro, w drodze na zdjęcia, mówi, chcemy przejechać przez Uhlandstrasse. Miejsce, które jak żadne inne w Berlinie odzwierciedla koszmar tamtych czasów i z którym jednocześnie wiąże się wiele pozytywnych wspomnień.

Margot Friedländer w kwiatowym zestawie LORO PIANA. Sweter marki THE DECK. Jedwabny szal i pierścionki, prywatne.

Zdjęcie: MARK PECKMEZIAN. Stylizacja: KATE PHELAN. Fryzura i makijaż: SUSANNA JONAS.
Zdjęcie: MARK PECKMEZIAN. Stylizacja: KATE PHELAN. Fryzura i makijaż: SUSANNA JONAS.
Zdjęcie: MARK PECKMEZIAN. Stylizacja: KATE PHELAN. Fryzura i makijaż: SUSANNA JONAS.
Zdjęcie: MARK PECKMEZIAN. Stylizacja: KATE PHELAN. Fryzura i makijaż: SUSANNA JONAS.
Berlin Friedländera: znajomy dom pomimo grozy

Trzecie spotkanie. Dzień po przymiarce. Taksówka już czeka; W nocy zrobiło się zimno. Margot Friedländer staje przed lustrem, mówi, że jest już prawie gotowa, i wkłada do torebki szminkę, prezent, „Bois de Rose” od Diora, w odcieniu delikatnego różu, jednego z jej ulubionych kolorów. Szybko zamyka okno w salonie. Lepiej będzie, jeśli owinie się szalem – mówi, otwierając szufladę drewnianej komody na korytarzu. Wypełniona jest po brzegi kolorowymi jedwabnymi szalami , motywami zielonych i niebieskich koni, mitycznymi stworzeniami i kratką. Każdy w jaskrawym kolorze. Wybiera jedną z niebieskimi różami, składa ją i umiejętnie owija sobą niczym małą pelerynę. Jej poczucie estetyki jest nie do przecenienia. „Gotowe” – mówi i wychodzi za drzwi. Kierowca pomaga jej wsiąść. Ma na imię Mohammed, ale można go też nazywać Moe. Mówi do Margot Friedländer: „Znam cię z telewizji!” I: „Nie chcesz zapiąć pasów?” Margot Friedländer odmawia i dziękuje. Kierujemy się na południe, w przeszłość, przez Kurfürstendamm, mijając wiśnie, które powoli zaczynają kwitnąć. Wygląda przez okno i milczy. Teraz mijamy fasady domów przy Uhlandstrasse. „Tam” – mówi Margot Friedländer, wskazując na okno. Przejeżdżamy obok solarium i banku pocztowego; jesteśmy bardzo blisko dwupokojowego mieszkania, w którym mieszkała z matką i bratem. A potem opowiada nam: Rano 10 listopada 1938 roku poszła jak zwykle do pracy w żydowskim salonie „Rosa Lang-Nathanson”, gdzie przez rok uczyła się zawodu krawcowej. Na Uhlandstrasse widziała zniszczone podczas Nocy Kryształowej sklepy żydowskie. Wszędzie potłuczone szkło, sklepy usmarowane żydowskimi gwiazdami, na niebie dym z płonących synagog. Wspomina, że ​​salon, w którym pracowała, pozostał zamknięty na zawsze po tamtej nocy. A jednak twierdzi, że Berlin jest jej domem. W tym dniu na jej bluzce wisi srebrny łańcuszek z amuletem. Zdjęcia umieszczono z przodu i z tyłu. „To jest mama” – wyjaśnia, trzymając w dłoniach malutką twarz Auguste’a Bendheima. Czy często myśli o swojej matce? Następnym razem, mówi Margot Friedländer, chcemy porozmawiać o Auguste Bendheimie.

vogue

vogue

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow